Nie ukrywam zdziwienia i szoku, który widnieje na mojej twarzy. Robię krok w tył, co dla Arthura wydaje się odpowiednią chwilą do tego, aby wepchać się wgłąb zaraz za mną.
- Czego chcesz? - syczę.
Z szyderczym uśmiechem rozgląda się po wnętrzu. Nie uzyskuję odpowiedzi prócz kpiącego wyrazu twarzy, który mi oferuje. Przysuwa się bliżej, a mnie ogarnia niepokój.
- Masz piękną twarzyczkę, kochanie.
Szorstkie, długie palce dotykają mój podbródek i przesuwają go w bok tak, aby się dokładnie przyjrzeć mojej twarzy. Zaczynam się niepokoić. Piętami stykam się z brzegiem łóżka i właśnie w tej chwili uświadamiam sobie, że nie mam drogi ucieczki.
- Szkoda byłoby ją uszkodzić, nie sądzisz? - chichocze cicho i pochyla się na co od razu reaguję i z całych sił odpycham go. Nie daje to satysfakcjonującego efektu, ponieważ zatacza się do tyłu i chwilę potem staje już na swoich nogach.
- Nie będziesz ze mną tak pogrywać. - warczy i zbliża się. Chcę ponownie się bronić, ale chwyta moje obie dłonie w swoje.
- Nikt nie nauczył cię, aby nie wtrącać się w nie swoje sprawy, co? - syczy tuż przy moim uchu. Chcę się wyrwać, ale szarpie mną, przy czym ledwie utrzymuję się na nogach. - Przez twoje wtykanie nosa Astra chce ze mną skończyć, rozumiesz to?! Zawsze do mnie wracała.
- Czas to skończyć! Podziwiam ją za tą wytrwałość. Nigdy w życiu nie wybaczyłabym takiemu człowiekowi jak ty. - spluwam prosto w jego twarz. Nie zdaję sobie sprawy z tego, jak bardzo podsycam jego złość, kiedy zamyka moje dłonie w swojej jednej, a drugą zwija w pięść i styka z impetem z moją twarzą. Ból jest paraliżujący - tracę równowagę i upadam na łóżko z trudem wciągając powietrze.
- Nauczysz się, kurwa. - spluwa w bok i wychodzi. Językiem śledzę wnętrze swoich ust i fala ulgi oblewa moje ciało, kiedy zauważam, że wszystkie zęby są na miejscu.
Co się stało?
Cholera.
Czuję, jakby policzek napuchł mi w sekundę, a cała głowa staje się ciężka. Podchodzę do lustra i staję przerażona, kiedy widzę formujący się siniak.
- Co mam zrobić? - szepczę.
Przez chwilę rozważam pójście do Astry, ale nie mogę tego zrobić. Cholerny Fashion Week. Jutro wybieg. Jogimi się cholernie wkurzy, mogę pożegnać się ze wszystkim na co pracowałam.
***
Gdzieś w oddali słyszę nieznośne brzęczenie telefonu, które z każdą kolejną sekundę staje się głośniejsze. Kiedy uświadamiam sobie, że zostaję obudzona, wstaję i sięgam po niego.
- Halo. - rzucam i przecieram oczy. Syczę, kiedy dotykam policzka. Jest cały opuchnięty.
- Obudziłem cię. Tak myślałem. - słyszę głos Harry'ego, który brzmi na rozbawionego.
- Taa, tylko troszeczkę... - mruczę, a chłopak się śmieje.
- Stwierdzam, że nie jadłaś śniadania. Um... - chrząka. - Mógłbym... znaczy... poszłabyś coś zjeść z bratem?
O, cholera.
Oddech mi przyspiesza. Zagryzam wargę z nerwów, naprawdę nie wiem co mam mówić.
- Okej, tylko... Harry?
- Taa?
- Ja... - nabieram powietrza w płuca i wzdycham. - Ja... Zobaczysz coś jak już przyjdziesz.
***
Chodzę po pokoju i bawię się palcami, co chwila wzdychając. Powinnam... nie wiem co powinnam zrobić. Jestem zdezorientowana, zła, zmęczona. Cholera, wszystko.
Starałam się zakryć fioletowy ślad, ale kiedy zobaczyłam, że nie widać efektów moich starań od razu zrezygnowałam.
Słyszę pukanie. Zamykam oczy i liczę do dziesięciu, nim podchodzę do drzwi i bardzo powoli je otwieram.
- Harry, nic nie mów. - spuszczam głowę w dół. Chłopak wchodzi do środka, zamyka drzwi, po czym podnosi moją głowę w górę i ogląda ze zmarszczonymi brwiami.
- Co to, kurwa, jest?!
Nie płaczę. Nie potrafię wydobyć z siebie żadnego słowa - wydobywa się ze mnie suche łkanie.
- Powiedz mi. - żąda.
- Wczoraj... Arthur do mnie przyszedł, ten chłopak Astry. - tłumaczę.
- Wiedziałem, kurwa, wiedziałem.
- Harry...
- Powinienem wziąć z tobą ten jebany pokój i cię pilnować! Cholera, Anastasia! - przeczesuje dłonią włosy. - I oczywiście nic z tym nie zrobiłaś.
- A co miałam zrobić? Biec za nim i mu oddać? - prycham.
Piorunuje mnie wzrokiem - jest on tak intensywny, że zerkam w dół i po prostu milczę.
- Wiesz, że dzisiaj masz wybieg? Zdajesz sobie z tego sprawę, że ten cały Jogimi cię do niego nie dopuści?
Wzdycham. Spieprzyłam wszystko.
- Teraz będziesz mi wypominał, że mogłam nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Jesteś taki jak Jogimi. Dla niego liczy się tylko praca i on sam. Nie mogłam tak tego zostawić.
- Jasne. - kiwa natarczywie głową. - Doprowadziłaś do tego stopnia, że cię uderzył.
- Możesz wyjść. - syczę. Harry spogląda na mnie zdziwiony i marszczy brwi.
- Nie mówisz poważnie. - kpi.
- Jeśli masz zamiar wypominać mi to wszystko to wyjdź.
Nasze strzępione oddechy mieszają się w dużej przestrzeni pokoju. Mierzę się ze wzrokiem Harry'ego nie wiadomo jak bardzo ciężki by był.
- Okej. - poddaje się i zaczesuje włosy. - Dorwę dupka.
- Harry...
- Nie, Anastasia. - podchodzi bliżej. - Cholera, nie mogę pozwolić, żeby coś więcej ci się stało!
Uspokajam się. Jeśli Harry to mówi - wierzę mu.
Przymykam oczy, kiedy styka nasze czoła i opuszkami palców dotyka zranionego policzka.
- Mam ochotę wrócić do domu. Jogimi mnie zabije. - wzdycham.
- Cśś... - szepcze tuż przy moich ustach. - W końcu od czego tu są makijażyści, co nie?
Delikatnie się śmieję, a Harry do mnie dołącza. Po raz kolejny nie wiem co robię, kiedy przechylam głowę w bok i pozwalam, aby nasze usta ponownie złączyły się.
__________________________________________
NA WSTĘPIE: PROSZĘ, ZOSTAŃ DO KOŃCAAAA!
WIĘC JAK TAM EGZAMINY? JA OSOBIŚCIE PRZERAZIŁAM SIĘ PRZYRODNICZYMI, ALE PO PROSTU MNIE SPARALIŻOWAŁO, BO TRZEBA BYŁO TYYYYLE CZYTAĆ, C'NIE? XD OGÓLNE WRAŻENIE - NIE NARZEKAM.
A WY? JEST KTOŚ KTO PISAŁ W TYM ROKU? JAK POSZŁO? ;)
KOLEJNA SPRAWA - PRZEPRASZAM, ŻE TYLE CZEKALIŚCIE, ALE NAPRAWDĘ MIAŁAM URWANIE GŁOWY (HEH, CAŁY CZAS JE MAM). PO PROSTU CZYTAŁAM, ŻE KIEDY NIE MASZ WENY, NIE PISZESZ I DO TEGO SIĘ ODNOSZĘ. ALE CZASEM ZASIADAM Z PRZYMUSU, BO CÓŻ - ZOBOWIĄZAŁAM SIĘ, NIE? TAK JAKBY.
PO (CHYBA) TRZECIE - WIĘKSZOŚĆ Z WAS USŁYSZY TO PO RAZ -ETNY, ALE NAPRAWDĘ NIE MAM SIŁY JUŻ PISAĆ. WSZYSCY PEWNIE SOBIE POMYŚLĄ: AHH, NIEDŁUGO WAKACJE, BĘDZIESZ MIAŁA WIĘCEJ CZASU... OTÓŻ - NIE. WCALE NIE. CZY KIEDYKOLWIEK TAK BYŁO, ŻE W WAKACJE ROZDZIAŁY POJAWIAŁY SIĘ CODZIENNIE? NIE PRZYPOMINAM SOBIE.
JEST MI GŁUPIO BO PO RAZ KOLEJNY NARZEKAM, ALE LUDZIE... NIC Z PRZYMUSU NO NIE?
CHCIAŁAM WAM NAPISAĆ TAKI POŻEGNALNY ROZDZIAŁ (tak, obrzućcie mnie jajkami i pomidorami, wcale nie będę uciekać) NIE CHCĘ TAK PO PROSTU ODCHODZIĆ, BEZ NICZEGO, DLATEGO CHCIAŁAM OFIAROWAĆ WAM JESZCZE TAKI JEDEN, OSTATNI ROZDZIAŁ. TAK, PRZERYWAM PISANIE! CIĘŻKO JEST MI SIĘ Z TYM ROZSTAWAĆ, ALE JEŚLI MAM BYĆ ZŁA ZA TO, ŻE ZASIADAM DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU TO PRZEPRASZAM, ALE NIE CHCĘ PISAĆ WAM BYLE CZEGO. NIE CHCĘ TRACIĆ I SWOJEGO I WASZEGO CZASU NA CZYTANIE TEGO CZEGOŚ.
POKOCHAŁAM WAS JAK WŁASNE DZIECI (HEH). ZOSTAJĘ BEZ NICZEGO, JUŻ NIE MAM BLOGA, KTÓREGO CHCIAŁABYM KONTYNUOWAĆ. JEDNE FANFICTION DOPROWADZIŁAM DO KOŃCA, A DWA POZOSTAWIŁAM TAK NA PASTWĘ LOSU. JESTEM TAKA OKROPNA, ALE CÓŻ. MOŻE NIE JESTEM STWORZONA DO PISANIA.
CHCIAŁAM PODZIĘKOWAĆ KAŻDEMU Z WAS Z OSOBNA, BO ODWALILIŚCIE KAWAŁ DOBREJ ROBOTY! TAK, MÓWIĘ O WAS! CZYTALIŚCIE TO, KOMENTOWALIŚCIE. DZIĘKUJĘ, KOCHANE! ♥
NIE WIEM CZY NAPISAŁAM WSZYSTKO CO CHCIAŁAM.
NIE PROŚCIE MNIE (JEŚLI KTOŚ BĘDZIE MIAŁ TAKĄ CHĘĆ) ABYM TO JESZCZE PRZEMYŚLAŁA, BO JA JUŻ NAPRAWDĘ OD DŁUŻSZEGO CZASU MIAŁAM TO W GŁOWIE I CZUŁAM, ŻE BĘDZIE TO NIEODWRACALNE.
I JESZCZE COŚ... A. SPECJALNIE NIE KOŃCZYŁAM W TAKIM MOMENCIE, ŻE JOGIMI WPAROWUJE DO POKOJU I JEST PROBLEM, BO ANASTASIA MA CÓŻ, KUKU, BO NIE CHCIAŁAM ROBIĆ AKCJI. SKOŃCZYŁAM W TAKIM MOMENCIE PEŁNYM REFLEKSJI I W OGÓLE.
NO WIĘC NAPRAWDĘ WAS PRZEPRASZAM.
NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ, N A P R A W D Ę.
ŻEGNAJCIE... :'(
BARDZO MI PRZYKRO, ŻE ŻEGNAMY SIĘ W TAKICH OKOLICZNOŚCIACH...
DOBRA, KONIEC, BO SIĘ ROZKLEJAM.
PA ANASTASIA, PA HARRY. BYLIŚCIE ZAJEBIŚCI.
CZEŚĆ KOCHANI!!! ♥♥♥