czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 27.

Nie ukrywam zdziwienia i szoku, który widnieje na mojej twarzy. Robię krok w tył, co dla Arthura wydaje się odpowiednią chwilą do tego, aby wepchać się wgłąb zaraz za mną.
- Czego chcesz? - syczę. 
Z szyderczym uśmiechem rozgląda się po wnętrzu. Nie uzyskuję odpowiedzi prócz kpiącego wyrazu twarzy, który mi oferuje. Przysuwa się bliżej, a mnie ogarnia niepokój. 
- Masz piękną twarzyczkę, kochanie. 
Szorstkie, długie palce dotykają mój podbródek i przesuwają go w bok tak, aby się dokładnie przyjrzeć mojej twarzy. Zaczynam się niepokoić. Piętami stykam się z brzegiem łóżka i właśnie w tej chwili uświadamiam sobie, że nie mam drogi ucieczki. 
- Szkoda byłoby ją uszkodzić, nie sądzisz? - chichocze cicho i pochyla się na co od razu reaguję i z całych sił odpycham go. Nie daje to satysfakcjonującego efektu, ponieważ zatacza się do tyłu i chwilę potem staje już na swoich nogach. 
- Nie będziesz ze mną tak pogrywać. - warczy i zbliża się. Chcę ponownie się bronić, ale chwyta moje obie dłonie w swoje. 
- Nikt nie nauczył cię, aby nie wtrącać się w nie swoje sprawy, co? - syczy tuż przy moim uchu. Chcę się wyrwać, ale szarpie mną, przy czym ledwie utrzymuję się na nogach. - Przez twoje wtykanie nosa Astra chce ze mną skończyć, rozumiesz to?! Zawsze do mnie wracała. 
- Czas to skończyć! Podziwiam ją za tą wytrwałość. Nigdy w życiu nie wybaczyłabym takiemu człowiekowi jak ty. - spluwam prosto w jego twarz. Nie zdaję sobie sprawy z tego, jak bardzo podsycam jego złość, kiedy zamyka moje dłonie w swojej jednej, a drugą zwija w pięść i styka z impetem z moją twarzą. Ból jest paraliżujący - tracę równowagę i upadam na łóżko z trudem wciągając powietrze. 
- Nauczysz się, kurwa. - spluwa w bok i wychodzi. Językiem śledzę wnętrze swoich ust i fala ulgi oblewa moje ciało, kiedy zauważam, że wszystkie zęby są na miejscu. 
Co się stało? 
Cholera. 
Czuję, jakby policzek napuchł mi w sekundę, a cała głowa staje się ciężka. Podchodzę do lustra i staję przerażona, kiedy widzę formujący się siniak. 
- Co mam zrobić? - szepczę. 
Przez chwilę rozważam pójście do Astry, ale nie mogę tego zrobić. Cholerny Fashion Week. Jutro wybieg. Jogimi się cholernie wkurzy, mogę pożegnać się ze wszystkim na co pracowałam. 

***

Gdzieś w oddali słyszę nieznośne brzęczenie telefonu, które z każdą kolejną sekundę staje się głośniejsze. Kiedy uświadamiam sobie, że zostaję obudzona, wstaję i sięgam po niego. 
- Halo. - rzucam i przecieram oczy. Syczę, kiedy dotykam policzka. Jest cały opuchnięty. 
- Obudziłem cię. Tak myślałem. - słyszę głos Harry'ego, który brzmi na rozbawionego. 
- Taa, tylko troszeczkę... - mruczę, a chłopak się śmieje. 
- Stwierdzam, że nie jadłaś śniadania. Um... - chrząka. - Mógłbym... znaczy... poszłabyś coś zjeść z bratem? 
O, cholera. 
Oddech mi przyspiesza. Zagryzam wargę z nerwów, naprawdę nie wiem co mam mówić. 
- Okej, tylko... Harry? 
- Taa? 
- Ja... - nabieram powietrza w płuca i wzdycham. - Ja... Zobaczysz coś jak już przyjdziesz. 

***

Chodzę po pokoju i bawię się palcami, co chwila wzdychając. Powinnam... nie wiem co powinnam zrobić. Jestem zdezorientowana, zła, zmęczona. Cholera, wszystko. 
Starałam się zakryć fioletowy ślad, ale kiedy zobaczyłam, że nie widać efektów moich starań od razu zrezygnowałam. 
Słyszę pukanie. Zamykam oczy i liczę do dziesięciu, nim podchodzę do drzwi i bardzo powoli je otwieram. 
- Harry, nic nie mów. - spuszczam głowę w dół. Chłopak wchodzi do środka, zamyka drzwi, po czym podnosi moją głowę w górę i ogląda ze zmarszczonymi brwiami. 
- Co to, kurwa, jest?! 
Nie płaczę. Nie potrafię wydobyć z siebie żadnego słowa - wydobywa się ze mnie suche łkanie.
- Powiedz mi. - żąda. 
- Wczoraj... Arthur do mnie przyszedł, ten chłopak Astry. - tłumaczę.
- Wiedziałem, kurwa, wiedziałem. 
- Harry...
- Powinienem wziąć z tobą ten jebany pokój i cię pilnować! Cholera, Anastasia! - przeczesuje dłonią włosy. - I oczywiście nic z tym nie zrobiłaś. 
- A co miałam zrobić? Biec za nim i mu oddać? - prycham.
Piorunuje mnie wzrokiem - jest on tak intensywny, że zerkam w dół i po prostu milczę. 
- Wiesz, że dzisiaj masz wybieg? Zdajesz sobie z tego sprawę, że ten cały Jogimi cię do niego nie dopuści? 
Wzdycham. Spieprzyłam wszystko. 
- Teraz będziesz mi wypominał, że mogłam nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Jesteś taki jak Jogimi. Dla niego liczy się tylko praca i on sam. Nie mogłam tak tego zostawić. 
- Jasne. - kiwa natarczywie głową. - Doprowadziłaś do tego stopnia, że cię uderzył.
- Możesz wyjść. - syczę. Harry spogląda na mnie zdziwiony i marszczy brwi. 
- Nie mówisz poważnie. - kpi. 
- Jeśli masz zamiar wypominać mi to wszystko to wyjdź.
Nasze strzępione oddechy mieszają się w dużej przestrzeni pokoju. Mierzę się ze wzrokiem Harry'ego nie wiadomo jak bardzo ciężki by był. 
- Okej. - poddaje się i zaczesuje włosy. - Dorwę dupka. 
- Harry...
- Nie, Anastasia. - podchodzi bliżej. - Cholera, nie mogę pozwolić, żeby coś więcej ci się stało! 
Uspokajam się. Jeśli Harry to mówi - wierzę mu. 
Przymykam oczy, kiedy styka nasze czoła i opuszkami palców dotyka zranionego policzka. 
- Mam ochotę wrócić do domu. Jogimi mnie zabije. - wzdycham. 
- Cśś... - szepcze tuż przy moich ustach. - W końcu od czego tu są makijażyści, co nie? 
Delikatnie się śmieję, a Harry do mnie dołącza. Po raz kolejny nie wiem co robię, kiedy przechylam głowę w bok i pozwalam, aby nasze usta ponownie złączyły się.


__________________________________________
NA WSTĘPIE: PROSZĘ, ZOSTAŃ DO KOŃCAAAA! 

WIĘC JAK TAM EGZAMINY? JA OSOBIŚCIE PRZERAZIŁAM SIĘ PRZYRODNICZYMI, ALE PO PROSTU MNIE SPARALIŻOWAŁO, BO TRZEBA BYŁO TYYYYLE CZYTAĆ, C'NIE? XD OGÓLNE WRAŻENIE - NIE NARZEKAM. 
A WY? JEST KTOŚ KTO PISAŁ W TYM ROKU? JAK POSZŁO? ;) 

KOLEJNA SPRAWA - PRZEPRASZAM, ŻE TYLE CZEKALIŚCIE, ALE NAPRAWDĘ MIAŁAM URWANIE GŁOWY (HEH, CAŁY CZAS JE MAM). PO PROSTU CZYTAŁAM, ŻE KIEDY NIE MASZ WENY, NIE PISZESZ I DO TEGO SIĘ ODNOSZĘ. ALE CZASEM ZASIADAM Z PRZYMUSU, BO CÓŻ - ZOBOWIĄZAŁAM SIĘ, NIE? TAK JAKBY. 

PO (CHYBA) TRZECIE - WIĘKSZOŚĆ Z WAS USŁYSZY TO PO RAZ -ETNY, ALE NAPRAWDĘ NIE MAM SIŁY JUŻ PISAĆ. WSZYSCY PEWNIE SOBIE POMYŚLĄ: AHH, NIEDŁUGO WAKACJE, BĘDZIESZ MIAŁA WIĘCEJ CZASU... OTÓŻ - NIE. WCALE NIE. CZY KIEDYKOLWIEK TAK BYŁO, ŻE W WAKACJE ROZDZIAŁY POJAWIAŁY SIĘ CODZIENNIE? NIE PRZYPOMINAM SOBIE. 
JEST MI GŁUPIO BO PO RAZ KOLEJNY NARZEKAM, ALE LUDZIE... NIC Z PRZYMUSU NO NIE? 
CHCIAŁAM WAM NAPISAĆ TAKI POŻEGNALNY ROZDZIAŁ (tak, obrzućcie mnie jajkami i pomidorami, wcale nie będę uciekać) NIE CHCĘ TAK PO PROSTU ODCHODZIĆ, BEZ NICZEGO, DLATEGO CHCIAŁAM OFIAROWAĆ WAM JESZCZE TAKI JEDEN, OSTATNI ROZDZIAŁ. TAK, PRZERYWAM PISANIE! CIĘŻKO JEST MI SIĘ Z TYM ROZSTAWAĆ, ALE JEŚLI MAM BYĆ ZŁA ZA TO, ŻE ZASIADAM DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU TO PRZEPRASZAM, ALE NIE CHCĘ PISAĆ WAM BYLE CZEGO. NIE CHCĘ TRACIĆ I SWOJEGO I WASZEGO CZASU NA CZYTANIE TEGO CZEGOŚ. 
POKOCHAŁAM WAS JAK WŁASNE DZIECI (HEH). ZOSTAJĘ BEZ NICZEGO, JUŻ NIE MAM BLOGA, KTÓREGO CHCIAŁABYM KONTYNUOWAĆ. JEDNE FANFICTION DOPROWADZIŁAM DO KOŃCA, A DWA POZOSTAWIŁAM TAK NA PASTWĘ LOSU. JESTEM TAKA OKROPNA, ALE CÓŻ. MOŻE NIE JESTEM STWORZONA DO PISANIA. 

CHCIAŁAM PODZIĘKOWAĆ KAŻDEMU Z WAS Z OSOBNA, BO ODWALILIŚCIE KAWAŁ DOBREJ ROBOTY! TAK, MÓWIĘ O WAS! CZYTALIŚCIE TO, KOMENTOWALIŚCIE. DZIĘKUJĘ, KOCHANE! ♥ 
NIE WIEM CZY NAPISAŁAM WSZYSTKO CO CHCIAŁAM.
NIE PROŚCIE MNIE (JEŚLI KTOŚ BĘDZIE MIAŁ TAKĄ CHĘĆ) ABYM TO JESZCZE PRZEMYŚLAŁA, BO JA JUŻ NAPRAWDĘ OD DŁUŻSZEGO CZASU MIAŁAM TO W GŁOWIE I CZUŁAM, ŻE BĘDZIE TO NIEODWRACALNE. 

I JESZCZE COŚ... A. SPECJALNIE NIE KOŃCZYŁAM W TAKIM MOMENCIE, ŻE JOGIMI WPAROWUJE DO POKOJU I JEST PROBLEM, BO ANASTASIA MA CÓŻ, KUKU, BO NIE CHCIAŁAM ROBIĆ AKCJI. SKOŃCZYŁAM W TAKIM MOMENCIE PEŁNYM REFLEKSJI I W OGÓLE. 
NO WIĘC NAPRAWDĘ WAS PRZEPRASZAM. 
NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ, N A P R A W D Ę. 

ŻEGNAJCIE... :'( 

BARDZO MI PRZYKRO, ŻE ŻEGNAMY SIĘ W TAKICH OKOLICZNOŚCIACH...
DOBRA, KONIEC, BO SIĘ ROZKLEJAM. 
PA ANASTASIA, PA HARRY. BYLIŚCIE ZAJEBIŚCI.
CZEŚĆ KOCHANI!!! ♥♥♥

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 26.

Anastasia's POV

Muszę kilkakrotnie mrugnąć, nim przyswoję do siebie widok Harry'ego tutaj. Mogę śmiało powiedzieć, że nie spodziewałam się go tutaj, a móc zobaczyć go, cieszę się aż zanadto. Zauważam, że Jogimi patrzy w tym samym kierunku. 
- Daj nam chwilę. 
Jego nastrój został oziębły od naszej wczorajszej kłótni, a ja nie starałam się z tym nic zrobić. Jeśli nie zmieni swojego nastawienia do innych, ja nie będę na to przystawać. Wystarczy mi zdecydowanie sytuacja z Cassie. 
Jogimi wzdycha i kiwa w tym samym momencie, po czym odchodzi nim zdążyłabym cokolwiek dodać. 
Podchodzę do Harry'ego, a kiedy już staję przed nim, przechodzi z nogi na nogę, a jego zdenerwowanie jest niemalże namacalne.
- Um... hej? - zaczyna. Czuję, że jest mu niewygodnie, ale z jakiegoś powodu lubię patrzeć, kiedy gubi się w swoich słowach i totalnie nie wie co ma powiedzieć. Zupełne przeciwieństwo jego codziennego zachowania.
- Hej, Harry. - odpowiadam i uśmiecham się.
- Nie komentuj tego, że tu jestem, proszę. - stara się rozluźnić atmosferę i stwierdzam, że udaje mu się, kiedy oboje się uśmiechamy.
- Naprawdę ciekawi mnie powód, dlaczego postanowiłeś się tu pojawić. - rzucam zwyczajnie i odsuwam się, kiedy zirytowana kobieta przechodzi obok, jak gdyby jej czas się tu tylko liczył.
- Jestem tu przejazdem. - uśmiecha się.
- Ta, jasne. Nie uwierzę ci. - kręcę głową. Utrzymuję na nim wzrok dopóki nie zauważam niepewnego ruchu ręki, jakby chciał zbliżyć ją do mojej. Zielone oczy Harry'ego lądują za mną i momentalnie odsuwa się.
- Musimy cię przygotować. - Jogimi odzywa się. Patrzę na Harry'ego, który zagryzając wewnętrzną stronę policzka utrzymuje wzrok z dala od nas. Cholerne dwie sekundy. Gdyby nie Jogimi mogłabym wiedzieć co chciał zrobić.

***

- Pamiętaj o wszystkim co ci mówiłem. - przypomina Jogimi. Patrzę co chwila w lusterko przede mną i zagryzam wargi, kiedy widzę odbijającego się Harry'ego w lustrze, który nieprzerwanie robi głupie miny na uwagi Jogimi'ego. Jogimi opiera się o blat i mam na niego doskonały widok, co nieco mnie irytuje, ponieważ zdecydowanie wolałabym spędzać teraz czas z Harry'm.
- Wyglądasz jak bogini. - komentuje. Harry wywraca oczami i czuję, że ma ochotę odepchnąć kobietę, która już kilkakrotnie nakłada tusz na moje sztuczne rzęsy. 
Wciąż nie mogę uwierzyć w obecność Harry'ego. Zjawił się tak niespodziewanie, robiąc mi niesamowitą niespodziankę i wciąż nie mogę rozszyfrować tego, co go tu przywiodło. 
- Pamiętaj, jesteś wielka. 
Znoszę wzroki kilku kolejnych dziewczyn i komentarzy Harry'ego na temat mojego wzrostu. "Co ty tu robisz? Nie powinnaś grać w kosza?". Jest w dobrym nastroju i to chyba dobrze wróży. 
-Nie połam nóg. 
- O nic innego się nie martwię. - żartuję i zostaje mi tylko patrzeć, kiedy Harry wychodzi zza kulisów. 

Harry's POV        

Kobieta obok mnie kręci się na swoim siedzeniu i czuję, że niezmiernie wyczekuje swojej córki, która wyjdzie zza ogromnej kotary, popchnięta z pewnością przez swojego menadżera. 
Denerwuję się i nie znam przyczyny. Chciałem powiedzieć jej, że sobie poradzi, a zamiast tego zastępuję to głupimi żartami, ale cholera - na nic innego nie mogę sobie pozwolić.
Oczekuję tego momentu, kiedy wyjdzie i każdy zwróci na nią swoją uwagę, bo wiem, że tak będzie. Jej osoba przyciąga zbyt dużo uwagi. Zbyt dużo mojej uwagi. 
Zdążyłem zauważyć, że ten rodzaj wybiegu opiera się na strojach, które nie są już zbyt popularne u kobiet, ale mają w sobie odrobinę nowoczesności. I wtedy pojawia się ona - utrzymuje nazbyt poważny wyraz twarzy i stawia pewne, duże kroki. Patrzy prosto przed siebie i nie czuję, jakby robiła to po raz pierwszy. Jest w tym cholernie dobra i muszę powstrzymać się przed cholernym faktem, jak bardzo mi się to podoba. Czarny, żeński garnitur opina jest sylwetkę, a tego samego koloru mucha współgra z jej ciemnymi oczami. Nawet kiedy przechodzi obok mnie, nie spojrzy nawet przez sekundę. Zauważam jednak, że wzdryga palcami, kiedy wzdycham, a jej ostry zapach dopiero teraz zniewala moje zmysły. Nie wierzę, że właśnie tak ją sobie w moim umyśle przedstawiam, ale nie potrafię tego zrobić inaczej. 
Tak jak zaznaczałem, głowy wszystkich kierują się za nią, a mi naprawdę zajmuje kilka sekund by zmierzyć wzrokiem jej długie nogi, dodatkowo wydłużone kilkunastocentymetrowymi szpilkami. Blask fleszy nagle rozbłyskuje. I także to totalnie nią nie wzrusza. 

 Anastasia's POV    

- Anastasia! - słyszę za sobą krzyk, który sprawia, że odwracam się i widzę Jogimi'ego, który z wielkim uśmiechem idzie w moją stronę. - Cholera, byłaś taka niesamowita. Zachwyciłaś wszystkich. 
- Um... serio? - nie dowierzam.  
Rozglądam się wokół, by zobaczyć Harry'ego. Albo tak po prostu. 
- Chodź. Ludzie chcą cię poznać. 
Nie zdążam nic powiedzieć, kiedy zostaję odciągnięta. Miałam w planach poszukać Astry i zamienić z nią kilka słów, ale w takim pośpiechu niczego nie jestem w stanie zobaczyć. 
- Jednak moja gadanina nie poszła na marne, wiesz? 
- A może tak po prostu Anastasia się przyłożyła i poczuła to co robi? - odpowiadam z sarkazmem otrzymując w zamian śmiech Jogim'a. 
Ponownie rozglądam się wokół. 
- Przyszła gwiazda! - ktoś krzyczy. Uśmiecham się znacząco i przysuwam bliżej Jogimi'ego, kiedy prawie o połowę mniejszy ode mnie mężczyzna podchodzi do mnie i podaje mi rękę. - Dziewczyno, byłaś wspaniała. Jogimi tak długo cię chował. Jak on mógł? - śmieje się. Przytakuję, nie wykazując się na nim innego. 
Zostaję przedstawiona kilku nowym ludziom i potrafię rozpoznać, kiedy moja osoba naprawdę kogoś zainteresowała i przeciwnie. 
Przypominam sobie słowa Astry, kiedy opowiadała o modelkach, które czują się dowartościowane przez sam strój i nie cenią starań innych. Za każdym razem, kiedy wchodziłam na wybieg słyszałam prychnięcie ciemnej blondynki. Nie przejęłam się tym zupełnie, ale teraz dostrzegłam, że tacy ludzie naprawdę tutaj są. 

***

Nie potrafię strzepać uśmiechu z mojej twarzy, kiedy przypominam sobie o dzisiejszym dniu. Pozytywnie nastawiona na kolejny dzień wróciłam do hotelu i weszłam od razu pod prysznic. 
Dziwne, nieprzyjemne uczucie towarzyszyło mi przy rozglądaniu się dookoła sali. Jeszcze gorsze było wtedy, kiedy nie zauważałam Harry'ego. Najgorsze zaś wtedy, kiedy pomyślałam o tym, iż mógł opuścić cały Fashion Week. 
Obciągam długą koszulkę w dół i podchodzę do łóżka, aby w końcu się położyć. Nim zdążam zrobić cokolwiek dalej, słyszę pukanie do drzwi i niepewnym ruchem je otwieram.
- Harry?
Chłopak stawia krok w przód - jego górne guziki koszuli są rozpięte, a na sam widok wstrzymuję powietrze.
Przechodzi przez drzwi, lekko je popychając nogą, nim chwyta mnie za ramiona i dociska do ściany. Wydaję zduszony jęk, kiedy od ramion przejeżdża swoimi dłońmi w dół,  aby uchwycić moje.
- Harry, co cię dopadło? - pytam na wydechu. Postrzępione powietrze ulatuje z moich ust i pomimo tego, że Harry tylko mnie dotyka, nie potrafię przyswoić do siebie tej myśli i nie wiem jak temu zapobiec.
- Cholera, nie wiem. - jego oddech owiewa moją twarz.
Otwieram usta, żeby powiedzieć cokolwiek, ale przerywają mi wargi Harry'ego, które z ogromną siłą dociska do moich. Wyswobadzam moje małe dłonie z jego dużych i oplatam nimi jego szyję. Jego usta są miękkie i smakują dokładnie tak, jak je zapamiętałam. Zasysa moją dolną wargę i w tym momencie jęczę mu prosto w usta.
Cholera, nie powinniśmy.
- Harry.
- Nie. Przestań, teraz przestań. - mruczy pomiędzy muskaniem moich warg.
Jest mi tak cholernie dobrze. Wiem, że robię zupełnie źle, ale teraz wszystko umyka się spod mojej kontroli, o niczym innym nie potrafię myśleć niż o tym, że Harry właśnie mnie całuje. To, kiedy przeciska się językiem między moje wargi sprawia, że miękną mi nogi i automatycznie zaczepiam się o ramiona Harry'ego.
- Potrzebuję tego. - sapie.
- Och... - wymyka mi się.
Wpasowuję się w rytm jego języka mimo tego, iż ledwie nadążam. Przez to tępo brakuje mi powietrza, ale prawie zapominam o tym, nie będąc zdolna przerwać. Harry opiera jedną dłoń obok mojej głowy, zginając ją w łokciu i dociskając swoje ciało do mojego.
Ciężkie wzdychnięcie wyrywa się z moich ust, kiedy podnosi moje uda, przez co automatycznie oplatam go w pasie.
Słyszę pukanie do drzwi i oboje zastygamy. Patrzę w bok i odpycham ramiona Harry'ego otrzymując reakcję jakiej oczekiwałam - zestawia mnie na ziemię i odsuwa się zauważając wysoką blondynkę.
- Okej? - śmieje się Astra i patrzy raz na mnie raz na Harry'ego. Jestem zażenowana. Mogę jedynie dziękować Bogu, że Jogimi nie postanowił się tu przyjść w tej chwili.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że masz chłopaka? - pyta z pretensją. Dostrzegam baczne spojrzenie Harry'ego, ale postanawiam je zignorować.
- Ja... um...
- Ahh, no tak. Gadałam tylko o sobie. - klepie się w czoło. - Astra jestem. Przyjaciółka Anastasii. - dziwię się jej śmiałością, kiedy podchodzi do Harry'ego i wyciąga w jego stronę rękę.
- Um... Harry. - potrząsa nią szybko i odsuwa się. Przez chwilę myślałam, że spojrzy na nią krzywo i ją odepchnie, ale tego nie robi czym mnie zaskakuje.
- Przeszkodziłam, przepraszam. - śmieje się uroczo. - Wpadłam tylko na chwilę, że podziękować ci za wszystko i powiedzieć, że wypadłaś znakomicie. - przytula mnie. Oddaję uścisk i mówię:
- Dziękuję. Mogli ubrać cię w coś lepszego, ale zaprezentowałaś ten nudny strój jak należy. - śmieję się.
- Wróciłam do Arthura. - poważnieje i robię to samo. Przez chwilę zapominam, że Harry przysłuchuje się każdemu naszemu słowu i mogę już teraz stwierdzić, że zapyta o co z tym wszystkim chodzi. Uśmiecham się tylko nie będąc zdolna do wyduszenia z siebie słowa. Tak bardzo jej współczuję.
- No cóż. Do jutra. - mówi i ściskając moją dłoń wychodzi.

***

- Kurwa. Wiedziałem, że się w coś wplączesz. - komentuje Harry, kiedy opowiadam mu to samo, co powiedziałam Jogimi'emu. 
- Czy znalezienie przyjaciółki wiąże się z problemem? 
- Znasz ją niecałe dwa dni. - przypomina mi i wywraca oczami. 
- Mówisz tak samo jak Jogimi. 
- Nie porównuj mnie do niego. - wściekle mówi. 
Żałuję, że nie możemy wrócić do tego, co było jeszcze kilkanaście minut wcześniej, niewiadomo jak bardzo niedobre by to było, ale najwyraźniej moje poczynania są takie straszne, że psują wszystkie dobre humory. 
- Dobra, Harry. Wszystko jest w porządku, po co te problemy?
- Problemy? 
- Tak, problemy. Stwarzasz je z niewiadomego mi powodu. - wzdycham.
- Czemu ta dziewczyna ciągle do niego wraca? - pyta i siada na łóżku. 
- Wciąż się zastanawiam. - ponownie wypuszczam szybko powietrze.
- Porozmawiaj z nią. Kto inny miałby jej przemówić do rozsądku skoro nie przyjaciółka? - kpi z ostatniego słowa.
- Nie zaczynaj znowu. - ostrzegam go i zaczynam śmiać się wtedy, kiedy on także to robi. 

***

Niedługo po wyjściu Harry'ego zadzwoniłam do mamy i próbowałam powstrzymać ją przed łzami szczęścia, kiedy zaczęłam jej o wszystkim opowiadać. Potem telefon dorwała Emma krzycząc mi do ucha, że jestem najwspanialszą modelką.
- Naprawdę. - zapewnia mnie. 
- Wierzę ci. - śmieję się.
- Kiedy wrócisz, zrobię ci bardziej profesjonalną sesję. - fuka. 
- Trzymam za słowo. 
Słyszę pukanie do drzwi. Drżę, kiedy przychodzi mi na myśl Harry. 
- Wiesz co Emma? Porozmawiamy jeszcze jutro, dobrze? 
- Okej. 
Rozłączam się, po czym wstaję zakładając włosy za ucho. Podchodzę do drzwi i otwieram je, a pchający się na twarz uśmiech nie pojawia się, kiedy widzę Arthura. 


_________________________________ 
OMG jaki oporny ten rozdział... ale w końcu wydumałam xdd
Proszę komentarze i takie tam... :) 
Przykro i głupio mi stwierdzać, ale nie wiem kiedy kolejny rozdział... :(
Pieprz się moja weno. 





*Jeśli przeczytałaś zostaw po sobie komentarz*

niedziela, 27 marca 2016

ŻYCZENIA + WAŻNA REFLEKCJA NA TEMAT FANFIKA




PRZEJDĘ DO RZECZY! 
ŻYCZĘ WSZYSTKIM POGODY DUCHA, ABY TE ŚWIĘTA BYŁY Z ROKU NA ROK CORAZ TO LEPSZE, ŻEBYŚCIE NIGDY NIE ZAPOMNIAŁY SPEŁNIAĆ SWOICH MARZEŃ, DĄŻYĆ DO TEGO, ABY WASZE ŻYCIE NABIERAŁO CORAZ TO NOWSZYCH BARW. BĄDŹCIE ZAWSZE SZCZĘŚLIWE, UŚMIECHNIĘTE, ZRZUCAJCIE ZAWSZE SMUTEK Z TWARZY, BO ŚMIECH TO ZDROWIE I Z UŚMIECHEM CZŁOWIEK OD RAZU JEST ŁADNIEJSZY XD
JEJ... JAK BARDZO CHCIAŁABYM WAS TERAZ WSZYSTKICH Z OSOBNA WYŚCISKAĆ... :') NIEWAŻNE ILE WAS BY BYŁO - JEDNA, PIĘĆ, MOŻE KILKANAŚCIE OSÓB, JA UWIELBIAM SIĘ PRZYTULAĆ <3 
KOLEJNA RZECZ, TAK JAK ZAWARŁAM W TYTULE (CZY JAK TEMU TAM) - REFLEKSJA. 
NIE WIEM CZY ZA DUŻO WYMAGAM CZY NIE, ALE CHCIAŁABYM, ABY PO TYCH ŚWIĘTACH, KIEDY DODAM JUŻ KOLEJNY ROZDZIAŁ, POJAWIŁY SIĘ KOMENTARZE
WSZYSTKICH
OSÓB, KTÓRE CZYTAJĄ TEGO FANFIKA. BYŁOBY MI NIEZMIERNIE MIŁO ZOBACZYĆ ICH CHOĆ TROCHĘ. ODROBINĘ WIĘCEJ. ODROBINĘ. 
USTALONE DNI (CZYT. WTOREK I PIĄTEK) TAK JAK POWIEDZIAŁAM WCZEŚNIEJ, NIE ZAWSZE MI PASUJĄ. TAK JAK TERAZ - SĄ ŚWIĘTA, A PISANIE TAKIEGO ROZDZIAŁU ZAJMUJE MI NAPRAWDĘ DUUUUUUŻO CZASU. A W TEN CZAS CHCĘ GO SPĘDZIĆ Z RODZINĄ, NIE PRZED KOMPUTEREM WYMUSZAJĄC WENĘ, OKEJ? 
SUPER XD
NIE CHCĘ MÓWIĆ TEGO PO RAZ KOLEJNY, BO WENA ODCHODZI I PRZYCHODZI, ALE NAPRAWDĘ TRACĘ WIARĘ W TEGO FANFIKA XD NIE MAM POJĘCIA CZEMU TAK SIĘ DZIEJE... NIE WIEM W CZYM MAM SZUKAĆ PROBLEMU... CZY WE MNIE, CZY MOŻE W MOIM POMYŚLE, A MOŻE W KOMPUTERZE? XD
MAM NAPRAWDĘ KILKA (MOŻE CIEKAWYCH) POMYSŁÓW NA INNE FANFICTION, ALE TAK ZOSTAWIAĆ KAŻDE PO KOLEI I LECIEĆ DO INNEGO TO TAK TROCHĘ NIE TEGES, NIE? XD TYLKO NIEKTÓRZY MOŻE TAK W RZECZYWISTOŚCI ZDAJĄ SOBIE SPRAWĘ Z TEGO JAKIEGO ZAPĘDU DO PRACY DAJĄ KOMENTARZE. A DAJĄ! MUSZĘ PRZYZNAĆ, ŻE KOCHAM SWOICH CZYTELNIKÓW (NIEWAŻNE ILU ICH JEST), ALE CHCIAŁABYM, ABY ICH PRZYBYWAŁO I PRZYBYWAŁO... ALE NAPRAWDĘ NIE WIEM CO MAM POPRAWIĆ, LUB CAŁKOWICIE ZMIENIĆ. 
CHCIAŁAM SIĘ WZIĄĆ ZA JAKIEŚ TŁUMACZENIE, ALE TO RACZEJ W DALEKIEJ PRZYSZŁOŚCI XD
 CHOLERA, JAK SOBIE POMYŚLĘ ILE JESZCZE ROZDZIAŁÓW PRZEDE MNĄ NA RANGE, TO AŻ MNIE ŚCISKA I MAM OCHOTĘ POWIEDZIEĆ "PIERDOLĘ, NIE PISZĘ". ALE TO TAK NA MARGINESIE... XD ZOBACZYMY JAK SIĘ SPISZECIE :) 

JESZCZE RAZ WESOŁYCH! ♥

 P.S. KTO WYTRWAŁ JEST HARDCOREM (Y) 


poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 25.

Przeszywający wzrok mężczyzny skupia się w pełni na mnie, co bardziej utwierdza mnie do podłoża. Przez chwilę rozważam ucieczkę, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Nie teraz - nie kiedy on swoim górującym wzrostem i pewną siebie postawą przytwierdza ją do ściany i wyżywa się w najbardziej niedopuszczalny sposób. 
- Kto to jest? - syczy w stronę dziewczyny. Z moich ust wydobywa się zduszony pisk; pięści rozwścieczonego chłopaka zaciskają się na blond włosach Astry ciągnąc z całych sił w stronę podłogi. Przeraźliwy skowyt sprawia, że kroczę ku niemu. 
- To jest nieważne. - mówię odważnie. - Odsuń się od niej. 
Zachowuję bezpieczną odległość. Panika, ale także chęć obrony tej biednej, nowo poznanej dziewczyny pchają mnie ku niemu aby co najmniej go odepchnąć, ale powstrzymuję się, gdy odsuwa się i ciska dziewczyną w moją stronę. 
- Sprowadzasz osoby trzecie? Dobrze. - mówi z kpiną i spluwa obok mnie. 
- Arthur, proszę. Zostaw ją. Nie mieszaj jej w to. - błaga. Jej głos jest wykończony. Otulam ją swoimi ramionami i chowam tak, aby stała do niego tyłem.  
- Ja mam jej w to nie mieszać? To ona właśnie tu stoi i jest twoją pierdoloną obroną. Nie przede mną, kochanie. - grozi jej. Ton jego głosu jest szydzący. Nie potrafię pojąć tego, że Astra wielokrotnie do niego powraca, po tylu okropieństwach jakie jej wyrządził. 
- Anastasia, powinnaś iść. - odpycha mnie.
- Nie ma mowy. Nie zostawię cię tutaj. - odpowiadam szeptem. 
Astra zostaje ode mnie odciągnięta, a Arthur przyciska ją do swojej klatki w natarczywym uścisku. Dziewczyna szlocha, ale nie płacze i tym mnie zadziwia. 
- Możesz wyjść. Astra jest bezpieczna. Prawda, skarbie? - dwoma palcami podnosi jej podbródek w górę, a ona drżącymi powiekami patrzy mu w wypełnione złością oczy. Niepewnie kiwa głową. Chcę ponownie mu ją wyrwać, ale nie chcę by poczuła się jak przedmiot przerzucany z bezpiecznego położenia na niebezpieczny.
- Widzisz? - uśmiecha się z kpiną. - Astra mówi papa. - całuje jej czubek głowy. Ten gest byłby uroczy, gdyby nie takie okoliczności; gdyby nie to, że swoim zachowaniem poniża bardziej Astrę niż siebie samego. Ciemne, wręcz czarne oczy wiercą we mnie dziurę i mogę zauważyć, jak wyprasza mnie swoim zimnym wzrokiem.
- Wszystko w porządku. Idź. - mówi zachęcająco Astra. Wiem, że tego chce. Wiem, że mogłaby sobie poradzić, ponieważ nie po raz pierwszy jest w takiej sytuacji, ale nie mogę pozwolić na to by był bezkarny.
- Możesz iść, naprawdę. - wzdycha Arthur i przyciąga bliżej Astrę. Patrzę na jego obrzydliwe czyny i to, kiedy Astra niechętnie, z poczuciem przegranej daje się otulić fałszywym ramieniem.
- Nie, cholera nie! Nie pozwolę  na to.
Ponownie znajduję się obok niego i wyrywam Astrę. Mierzy mnie wściekłym wzrokiem, planuję wyjść, kiedy trzech mężczyzn wychodzi zza rogu.
- Nastka, co się tu dzieje? - Jogimi w ułamku sekundy znajduje się obok mnie i kładzie dłoń na moich plecach, miarowo je gładząc. Zauważam, jakim niepewnym wzrokiem skanuje sylwetkę Astry, której wygląd nie mógł być w gorszym stanie. Jej blond włosy, jeszcze kilka godzin temu uczesane, prostym stylem opadające na plecy, teraz były poplątane i skołtunione. Oczy ma podkrążone z wyczerpania, które maluje się także na całej jej twarzy.
- Jest okej. Naprawdę jest dobrze. - zapewniam go.
- Astra, ja cię kocham! - krzyczy. Ochrona bierze go pod ramiona i usiłuje wyprowadzić, kiedy dziewczyna podrywa się gotowa by za nim pobiec i po raz kolejny wybaczyć, przyznać sobie, że to jeszcze nie teraz, że jeszcze może o nich powalczyć.
- Nie możesz, Astra. - zatrzymuję ją. - Daj sobie i jemu czas.
Zraniona, nie próbuje utrzymać płaczu, gdy przyciąga mnie do siebie i płacze w ramię. Jogimi utrzymuje na mnie wzrok, niemo pytając o zbieg sytuacji, ale tylko mocno mrugam mówiąc mu, że na pewno wytłumaczę.

***

Po tym, gdy zaprowadziłam Astrę do jej pokoju upewniłam się, czy na pewno chce zostać sama. Wydaje się nieprzejęta, tak przyzwyczajona do tej sprawy, że zaczynam poważnie się obawiać. 
- Cholera, czy ty wiesz w co się pakujesz? - Jogimi stuka się w czoło, uświadamiając mnie, że wtrąciłam się w cudzą, niezbyt bezpieczną sprawę.
- Nie mogłam tego tak pozostawić. Jesteś jak zawsze nieuczuciowy co do innych! - wytykam mu. 
- Nieuczuciowy? - powtarza. - Po prostu nie chcę, żebyś wracała z Fashion Week'u z siniakami. Co gorsza, szła po wybiegu z podbitym okiem! 
- Potrafię o siebie zadbać. 
- Mogłabyś trochę inaczej? Bardziej w bezpieczny sposób? Bo na razie nie idzie to w dobrym kierunku. - syczy i przeczesuje swoje już i tak za bardzo zmierzwione włosy. 
- Nie mam zamiaru patrzeć na to z góry. Ta dziewczyna cierpi. 
- Kto karze jej wracać z powrotem do faceta, który ją, do kurwy, bez przerwy bije? - wrzeszczy. 
- Wiesz co? Zwracasz uwagę tylko na siebie i na nikogo więcej. 
- Zwracam uwagę na ciebie. 
- I tylko to. - przypominam mu. 
- Okej. - wzdycha i patrzy w podłogę. - Przestańmy, dobra? 
- Sam zacząłeś. - nie powstrzymuję się przed docinaniem mu. 
- Ana. 
- Dobra przestań. Tylko przestań. - nakazuję i opadam na łóżko. Jestem zdezorientowana, nie mam pojęcia co właśnie się dzieje. Jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić na raz, a wszystko to sprawia, że nie podejmuję się niczego. 

***

Promienie słoneczne przedzierają się przez zasłonę i wypychają mnie z łóżka. Decyduję się na zwleczenie, nim zaglądam do telefonu odczytując wiadomość od Cassie, że trzyma kciuki. Mam nadzieję, że całe to nasze nieporozumienie wkracza na lepszy poziom - poziom, w którym rozwiążemy problemy utrudniające nam pójście dalej. 
Piętnaście minut później Jogimi pojawia się w hotelowym pokoju i informuje o spotkaniu z menadżerami i stylistami, z którymi będę dziś pracować. 
Pracować. 
Pozować. 
Dziś jest dzień, kiedy mały, prowizoryczny wybieg w budynku BigBrity zamienia się w ogromny, profesjonalny, mój wybieg. Wszystko pójdzie dobrze. Wierzę w to.

 Harry's POV 

Przeklinam pod nosem, kiedy potykam się o jakiś gówniany tiul, który wala się po ziemi, a jego właścicielka jest na końcu sali. Przeszukuję pomieszczenie wzrokiem i zawieszam go na wysokich, przesadnie chudych brunetkach z włosami do ramion. Kiedy przekonuję się, że to nie ona, odwracam wzrok i patrzę dalej.
Bez przerwy jej włosy zmieniają długość. W jakiś sposób lubię to, kiedy sięgają jej ramion, ale... Cholera, lubię? 
- Szukasz czegoś? - niski mężczyzna zadziera głowę do góry, aby na mnie spojrzeć.
- Nie. - rzucam pospiesznie i odchodzę od niego, by nie wybuchnąć przed nim śmiechem. 
Po co tu przyszedłem? Nie wiem co mnie cholera tu przywiodło i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie powinno mnie tu być. Powinienem siedzieć w domu i przepierzyć Rebeccę do tego stopnia, aż zapomniałbym o tym, kto tak naprawdę rozbudził we mnie to coś podczas całowania. Jestem tak cholernie pojebany, że przyznaję to nawet samemu sobie. Kurwa, głupi. 
Powinienem był wiedzieć, że nie będzie jej tutaj przez cały dzień. Może pojawi się na koniec dnia? Kilka minut przed rozpoczęciem? 
Zamierzam usiąść i bez przeszkadzania nikomu, czepiania się kogokolwiek poczekać, ale zastygam, kiedy słyszę ten śmiech. Idzie z tym pieprzniętym przyjacielem, który zapewne już wielokrotnie czegoś próbował. 
Uświadamiam sobie, że się gapię dopiero wtedy, kiedy wzrok Anastasii spotyka się z moim, a jej oniemiały wyraz twarzy skrywa nutkę radości, której nawet nie stara się powstrzymać. 
 
 


*Jeśli przeczytałaś zostaw po sobie komentarz*

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 24.

Ostatni raz rozglądam się wokół siebie i upewniam, że wszystko co najpotrzebniejsze znajduje się w mojej torbie, którą zabieram na Fashion Week. Odbywa się on tu, w Londynie, ale nie będę miała czasu ani zapewne ochoty na powrót do mieszkania by zabrać cokolwiek. 
Jogimi czeka już na mnie, kiedy podchodzę do jego samochodu i wciskam torbę na tylne siedzenie. Postanowiłam nie wspominać mu o tym, że rozmawiałam z Cassie. Stwierdziłam, że sam mógłby zapytać, gdyby go to naprawdę interesowało. Po FW postaram się zająć tym całym nieporozumieniem. 
- Cześć. - wita się i auto rusza. Próbuję nie myśleć o tym, że to już jutro będę na moim pierwszym wybiegu w historii. - Zdenerwowana? 
- Troszkę. - uśmiecham się. 
- Powinnaś być. - szczerzy się. - Po wczorajszej sesji nie wiem czy nie połamiesz sobie nóg na wybiegu. 
- Przestań. Nie było tak źle. Gdyby nie twoje głupie żarty nie śmiałabym się. - przypominam mu, a on kiwa z dezaprobatą. 
- Ufam ci. Wierzę, że sobie poradzisz. - mówi poważnym głosem. - Między innymi dlatego cię wziąłem. 
Kiwam tylko głową, niepewna co powiedzieć. Na szczęście dzwoni mój telefon.
Mama.
- Cześć skarbie. - czuję jak się uśmiecha. - Nie przyszłaś wczoraj. Emma się zawiodła. 
Zupełnie o tym zapomniałam. Wróciłam do mieszkania, a wtedy przyszedł SMS od Harry'ego, który tak wytrącił mnie z regularnego życia, że wypadły mi z głowy rzeczy, które powinnam zrobić, jak na przykład zobaczyć się z moją rodziną przed FW.
SMS od Harry'ego był czymś nowym, zupełnie nieoczekiwanym i jakby spontanicznym. Po jego krótkich wiadomościach, kiedy ja próbowałam zagłębić się w naszą 'tekstową' konwersację w najbardziej możliwy sposób mogłam stwierdzić, że obawiał się mojej reakcji na jego pierwszy krok. Z czasem zaczęłam uśmiechać się do telefonu, kiedy z biegiem czasu rozkręcał się bardziej. Zaczęłam wierzyć, że możemy tak zawsze, że może nam iść gładko. 
- Cholera, przepraszam. - pocieram czoło i ściszam głośność rozmowy do minimum, chociaż widzę, że Jogimi w pełni skupia się na drodze przed nami. - Uciekło mi z głowy. Musiałam się przygotować. - w połowie kłamię. Byłam tak zajęta pisaniem z Harry'm, że zapomniałam o własnej siostrze i mamie.    
- W porządku. 
Kiwam głową chwilę potem uświadamiając sobie, że nie może tego zobaczyć.
- Okej.
Zapada chwilowa cisza i kiedy zamierzam sprawdzić czy jesteśmy nadal połączone, mama się odzywa:
- Jedziesz już? Dziś od samego rana rozmyślałam o tym wszystkim. Jestem taka szczęśliwa, że wyjeżdżasz na Fashion Week, ale też troszeczkę poddenerwowana. Wiesz, że nie chcę byś się oddalała. - mówi. Słyszę wyraźne przygnębienie i nie mam pojęcia co takiego powiedzieć, by w końcu przekonała się, że zostaję tu, na miejscu.
- Mamo, rozmawiałyśmy już o tym. To mój pierwszy wybieg, nikt mnie nie zna, nikt mnie nie rozpoznaje w modelingu.
- Narazie. - podkreśla. - To jest kwestia czasu, sam Jogimi tak powiedział.
Mam ochotę udusić go za to, że wygaduje mojej mamie takie rzeczy. Podpisałam kontrakt z Jogim już jakieś cztery miesiące temu, ale nigdy nie oczekiwałam zbyt wiele. Mam predyspozycje do bycia modelką, ale zawsze zdawałam sobie sprawę, że muszę wiele się nauczyć, a Jogim z pewnością mnie przygotował. Nie oczekuję jednak od razu wyjazdu do wielkiego miasta.
- Jogimi mówi wiele głupich rzeczy. - śmieję się i zerkam na chłopaka w momencie, w którym robi to samo.
Kiedy mama zmienia temat i zaczyna opowiadać o jej dzisiejszym dniu i o tym, gdy Emma ponownie zaczęła rysować 'naszą rodzinę', rysując Harry'ego mniejszego ode mnie jestem wdzięczna, że zmieniła temat i nie jest tak niezręcznie jak było jeszcze chwilę temu. Czuję, że wspiera mnie i będzie to robić zawsze, chociaż od dawna powtarzała mi, że to nie jest coś, co chciałaby żebym robiła w przyszłości.
- Harry o ciebie pytał. - nagle oznajmia.
- Był... był u ciebie w domu?
- Nie mów 'twój dom', bo czuję się jakbyś nie miała tam wstępu.
- Przepraszam. Mimo wszystko - był tam?
Dlaczego miałby przychodzić w odwiedziny do mojej mamy i pytać o mnie? Czuję dziwne ciepło w klatce piersiowej i nie mogę się go pozbyć.
- Tak. - podekscytowanie w jej głosie jest oczywiste. - Ten widok był co najmniej dziwny. W ciągu tego miesiąca jeszcze nie zauważyłam u niego takiego zmieszania czy coś... Wciąż go poznaję. - wzdycha i potrafię wyobrazić sobie jej uśmiech.
- Co takiego mówił? - nie potrafię o to nie zapytać.
- Um... pytał mnie o dokładny adres, ale sama nie wiedziałam. - adres? Czemu nie zapytał mnie o niego wczoraj, podczas naszego SMS-owania? Czy Harry zamierza przyjechać? Na samą myśl serce bije mi szybciej. A nie powinno. - Pytał o ogólny twój wzgląd na Fashion Week'u. Powiedział też, że nie chciałby, abym ci mówiła o jego wizycie, ale uznałam, że powinnaś wiedzieć.
- Dziękuję.
Zagryzam wargi, by nie zacząć się uśmiechać.

***

Hotel jest ogromny i czuję się co najmniej dziwnie, kiedy każdy kogo mijam mierzy mnie wzrokiem i kiwa głową. Jogimi powiedział, że wszyscy tutaj wiedzą, iż przyjechałam na Fashion Week i jeśli tylko się rozejrzę, nie będę jedyną modelką. Mam nadzieję, ponieważ chciałabym kogoś tutaj poznać.
Jeszcze raz odwracam się do Jogimi'ego, który wychodzi z hotelu po uprzednim zakwaterowaniu mnie. Spotkanie dla menadżerów na które poszedł Jogim rozpocznie się lada chwila i nie mam pojęcia kiedy się zakończy. Przez ten czas będę musiała sobie radzić sama.
Ciągnę za sobą walizkę po czym wchodzę do windy, która jest pusta. Jadę na czwarte piętro i obracam w dłoni kluczyk z numerem 27 i czekam.
Podekscytowanie mnie nie opuszcza. Drżą mi ręce, ale to tylko minimalne nerwy w porównaniu z moją ekscytacją. Staram się nie myśleć o Harry'm w sposób jaki myślę. O tym, że jest na drugim końcu Londynu i przyłapuję się na tym, iż chciałabym, aby był tu ze mną. Winda rozsuwa się i rozprasza tym samym moje niedorzeczne myśli. Mógłby być tu ze mną jako brat, prawda? Nikt więcej, tylko brat.
Znajduję drzwi do mojego tymczasowego pokoju i planuję je otworzyć, ale moją uwagę przyciąga wysoka, szczupła blondynka, która siłuje się ze swoim zamkiem.
- Niech to szlag. - syczy i tupie nogą.
- Stało się coś? - pytam. Może nie powinnam się wtrącać, ale myślę, że już za późno.
- Oh. - zauważa mnie i odsuwa swoje włosy z twarzy. - Chyba kluczyk nie pasuje do moich drzwi. Jakim cudem ci recepcjoniści jeszcze tu pracują?! - niemal krzyczy. Uśmiecham się na jej złość.
W przeciągu kilku minut obsługa hotelowa zostaje powiadomiona o swoim błędzie i nim zdiagnozują problem, postanawiam zaproponować jej wejście do pokoju.
- Dziękuję. Nie wiem gdzie mogłabym się podziać. - wzdycha z widoczną ulgą. - Och, przepraszam. Powinnam się przedstawić. Astra.
Jej chuda dłoń zostaje wyciągnięta w moją stronę. Lekko ją ściskam i mówię jej moje imię, lecz moją uwagę przyciągają jej siniaki na rękach.
- Patrzysz na to? - lekko się uśmiecha. Duże, wyłupiaste oczy w kolorze głębokiego błękitu ze spokojem wpatrują się w jej dłonie. Ma wyraźnie zarysowane kości policzkowe, a jej blond włosy są proste i długie.
Nim zdążam cokolwiek powiedzieć, zaczyna opowiadać:
- Chłopak mnie bije. - rzuca bez ogródek. - Kocham go jak cholera i nie wiadomo ile razy zarzekam się, że to ostatni raz, zawsze do niego wracam, wiesz? To głupie. Każdy mi powtarza, że jestem żałosna, ale nie potrafię z nim skończyć. Jest despotą.
Despota.
Despota.
Moja mama wielokrotnie nazywała mojego tatę despotą.
Nie potrafię niczego powiedzieć; ponownie spoglądam w dół, na jej posiniaczone ręce.
- Przez te siniaki o mało co nie wyrzucili mnie z Fashion Week'u.
- Jesteś na Fashion Week'u? Jako modelka? - pytam zdziwiona. Nie powinnam być. Jest śliczna i dziwnym cudem jest w tym samym hotelu co ja, będąc o niecały centymetr ode mnie niższa.
- Tak. Zgaduję, że ty też. - uśmiecha się.
Już ją lubię. Nie potrafię skomentować zachowania jej chłopaka. Nie wiem czy potrafiłabym być z kimś, kto wielokrotnie się nade mną znęcał.
- Wiem co sobie myślisz - 'nienormalna jakaś'. Ja sama nie potrafię siebie zrozumieć. - unosi jeden kącik ust w górę, w bardzo uroczym uśmiechu. Mieć taką dziewczynę to skarb, nie wiem co jej chłopak sobie myśli unosząc na nią dłoń.
- Wcale nie. Nie uważam tak. - bronię się.
- Okej. - przytakuje.
- Przyda się dobry makijażysta. - postanawiam zażartować.
- Oh tak. - śmieje się. - Nie mają wyjścia. Muszą coś z tym zrobić.
Astra opowiada mi o tym, że FW to fajna sprawa. Współpraca z tyloma ludźmi, którzy są za kulisami przybliża do modelingu bardziej niż cokolwiek. Śmieję się, kiedy opowiada o 'nic nie znaczących sukach', które próbują skupić na sobie uwagę wszystkich. 'Martwią się tylko o swój tyłek i potrafiłyby zedrzeć na tobie strój tylko po to, by być najlepszymi'.
Jej pozytywny nastrój jest zadziwiający, pomimo tego jak wiele razy oberwała od swojego chłopaka. Jest silna, mogę zauważyć to nawet przez sposób, w jaki mówi o swoim chłopaku. Dziwny spokój towarzyszy jej głosowi i to nieco mnie martwi. Mówiła prawdę - zakochała się do szału.
- Właśnie otrzymałam wiadomość, że mogę zejść do recepcji. Zobaczymy się później. - owija swoje ramiona wokół mnie i wchodzi.
Opadam na łóżko i macham nogami w powietrzu zapewne wyglądając idiotycznie, ale nie potrafię przyjąć do siebie faktu, że jestem na Fashion Week'u. Moim pierwszym wybiegu, mojej pierwszej poważnej sesji. Mój stan euforii przerywa dzwoniący telefon i zagryzam wargę, kiedy widzę jego imię na ekranie.
- Halo? - odbieram.
Uspokój się, to tylko Harry.
- Um... sorry. Zadzwoniłem przez przypadek.
Czuję lekkie rozczarowanie, kiedy wypowiada te słowa, ale mimo wszystko nie przerywa połączenia.
- Okej. - wzdycham. Jest cisza, patrzę na ekran myśląc, że rozłączył się, jednak wciąż jest na linii. - Harry?
- Um... jak na Fashion Week'u?
Siadam na łóżku i dopiero teraz dostrzegam jak ogromny jest ten pokój. Duże okno daje mi widok na zachód słońca Londynu i muszę przyznać, że wygląda do pięknie.
- Ana?
Nie, ja wcale nie ekscytuję się tym, jak wymówił zdrobnienie mojego imienia.
- Jestem w hotelu, jutro ogromny dzień. - wzdycham.
- Połamania nóg.
Śmieję się wiedząc, że on powstrzymuje się od tego samego.
- Dzięki. - odpowiadam sarkastycznie. Chcę go tutaj, tak bardzo chcę, żeby był tutaj ze mną i wiem jak nienormalne to jest.
- Poważnie. Pewnie miałaś problem z chodzeniem, gdy byłaś mała? Nie bez powodu nazwali ci 'Tyczka', prawda? - śmieje się.
Przypominam sobie, kiedy zwinął moje zdjęcie ze stolika i wtedy zobaczył to przezwisko. Chcę zwrócić mu uwagę, że mi dokucza, a w pewien sposób lubię gdy to robi. Jest złośliwy, ale w ten mniej nieprzyjemny sposób.
- Tak, Harry, dlatego.
- Przydałoby ci się też trochę kalorii. Wyglądasz jak wieszak. - mogę wyczuć jak bardzo jest rozbawiony. Co z tego, że mówi mi rzeczy, które nie powinny mi się podobać, ale czuję, że nie przeszkadza mi to, dopóki jest w dobrym nastroju.
- Nie musisz, Harry, naprawdę nie musisz mi prawić komplementów.
Nie wiem ile czasu mija od rozpoczęcia naszej rozmowy, ale wracam do rzeczywistości, kiedy boy hotelowy informuje o zbliżającej się kolacji. Dziękuję mu zasłaniając głośnik, choć wiem, że i tak na niewiele się to zda, gdyż wydaje się, że Harry słyszy wszystko.
- Jest z tobą ten twój przyjaciel, z którym się przytulasz, a nie jesteście razem? - pyta zgryźliwie.
- Mówiłam ci już, że...
- Okej, żartowałem. - chichocze.
- Odpowiadając na twoje pytanie: chwilowo go nie ma.
- Jak to chwilowo? - pyta. Jest ciekawski bardziej niż przypuszczałam. 
- Jest na spotkaniu menadżerów. - odpowiadam i staję na środku pokoju rozglądając się wokół tak naprawdę bez najmniejszego celu.
- Zostawił cię samą?
- Nie potrzebuję niańki. - prycham.
- Jesteś na Fashion Week'u. Wiesz jakie gówna mogą cię spotkać?
Wzdycham na jego drastyczną zmianę humoru. Co się stało z Harry'm jeszcze sprzed kilku minut?
- Harry, jestem w hotelu, Fashion Week zaczyna się jutro. - wywracam oczami.
- Dobra, cholera. Nieważne.
Nim zdążam przyswoić jego zachowanie, rozłącza się mówiąc, że musi iść. Nie wiem co się z nim stało i wydawało się być to co najmniej dziwne. Po kilku kolejnych westchnieniach postanawiam nie dzwonić do niego ponownie. Nie zniosłabym tego, gdyby powiedział mi coś niemiłego po jego tak rzadkim, zabawnym humorze.
Wychodzę z pokoju i po uprzednim zamknięciu drzwi chowam kluczyk do kieszeni i wybieram schody zamiast windy by dostać się na dół. Podziwiam ciemne panele, które jak najbardziej pasują do tego wystroju. Przemierzam ostatnie schody w dół i chcę skręcić tam, gdzie dostrzegam jadalnię, ale słyszę jakby zduszony szloch. Wstrzymuję oddech i nasłuchuję uważniej, chcąc dowiedzieć się, czy jest to tylko złudzenie, czy jednak naprawdę coś słyszę.
- Proszę, nie. - udaje mi się usłyszeć. Dziewczęcy głos, niemalże pisk przecina ciszę panującą w korytarzu i pod wpływem chwili biegnę przez niego by dostać się na jego drugi koniec. Staję znieruchomiała. W ciemnym kącie widzę mężczyznę, który trzyma dłoń na szyi dziewczyny. Blondynka, wysoka, z siniakami na rękach.
- Astra! - krzyczę, a uwaga ich obu skupia się na mojej osobie.




*Jeśli przeczytałaś zostaw po sobie komentarz*

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 23.

Słowa Cassie zainicjowały we mnie nowy płomyk, który pomógł mi wierzyć, że Harry uda się ze mną na Fashion Week. Czy w ten sposób oczekuję od niego zbyt wiele? 
Tak, podpowiada mi moja podświadomość, która - niestety - ma rację. Nawet ze sobą nie rozmawiamy. Od czasu naszego pocałunku, nie zamieniliśmy ze sobą żadnego cywilizowanego słowa. Harry próbował, ale nie mogłam się przełamać. 
Z jednoczesnym ziewnięciem przemierzam próg mieszkania i próbuję nie myśleć o tym, że jest tu tak pusto. Moja torba ląduje w mniej określonym miejscu na ziemi, a ja opieram się o ścianę i wyjmuję telefon. Jedna, ta mądrzejsza część mnie, karze odłożyć mi go, schować z powrotem gdzieś głęboko i nie wyszukiwać numeru Harry'ego, ale da druga, ta mniej rozsądna, niemal kieruje moimi palcami pisząc wiadomość tekstową. 
'Jeszcze raz przepraszam za to, że cię pocałowałam.'
Brzmię jak totalna idiotka. Nie wiem co sobie myślałam i już żałuję wysłania wiadomości. Chcę o tym zapomnieć, a zaprzeczam samej sobie pisząc do niego kilka dni po całym wydarzeniu, dodając do tego moją poprzednią desperację na temat nierozmawiania o tym. 
'Mieliśmy już o tym nie rozmawiać.' - odpisuje. Prawie piszę mu, że chcę się z nim zobaczyć i ponownie wyjaśnić wszystko, ale tu nie ma czego wyjaśniać. Co ze mną nie tak? 
'Wiem, dobra. Nieważne.'   
Wzdycham i niemal powstrzymuję się przed rzuceniem telefonu o ścianę. Nie rozumiem siebie - nie rozumiem po co po raz kolejny wywlekam coś, co powinno być zapomniane już dawno temu.

 Harry's POV  

 - Nie zostaniesz ze mną? - jęczy Rebecca, kiedy podnoszę się z łóżka i szybkim ruchem nakładam na siebie bokserki. 
- Muszę się odlać. - odpowiadam od niechcenia. 
- Wracaj szybko. - wzdycha. - Byłeś nieobecny przed prawie połowę seksu. 
Ignoruję jej komentarz i próbuję wybić z głowy ten obraz, kiedy jeździła dłonią po moim policzku i prosiła, żebym bardziej się na niej skupił. Wykonuje powolny ruch i odwracam się, aby na nią spojrzeć.
- Zostaw to. - niemalże warczę, kiedy dotyka palcami mojego telefonu. Cofa się z głupim uśmiechem i pokazuje, że go zostawi. Patrzę na odległość pomiędzy nią i telefonem, po czym wychodzę z tego pokoju, który nasiąknięty jest jakąś dziwną atmosferą. 

***

- Pa, Harry. 
Rebecca prostuje się i patrzę na nią nieco zszokowany, kiedy staje na palcach i wyciąga do mnie ręce. 
Co? 
- Co ty, do cholery, robisz? 
Jestem zdezorientowany jej zachowaniem. Kurwa, nigdy nie przytulaliśmy się na pożegnanie i nie to żebym tego chciał. Samo 'pa, Harry' sprawiło, że wywróciłem oczami. Odsuwam się nim zdąży mnie dotknąć. 
- No wiesz? - wydaje z siebie grymas. Patrzę w bok i wcale nie czuję się niezręcznie czy coś. Szczerze? Czekam aż opuści ten dom. Zrobiliśmy co trzeba i nie potrzebuję jej obecności do szczęścia. 
- Do cholery, nigdy cię nie przytulałem. Czemu miałbym to robić teraz? - nie próbuję ukryć swojej irytacji, która przesączyła mój głos do maksimum. 
- Moglibyśmy coś zmienić? Czy coś? - mruży jedno oko, kiedy mówi. Co? Czy ona rozmawiała z Anastasią, która wwierciła w jej głowę te wszystkie bzdety? Nie, to niemożliwe, one się nawet nie lubią.
- Co? Kurwa, nie. Do cholery. - uderzam pięścią w udo i zaczesuję włosy w tył, nim zrobi to ręka Rebecci. Co jej się przywidziało? 
- Harry. Ja wiem, że zobowiązaliśmy się tylko to seksu, ale nie chciałbyś uformować czegoś nowego? Czegoś więcej? 
- Nie! Czemu miałbym? - prycham. 
- Bo to za długo trwa. Nie wiem...
- W takim razie nie chcę cię zatrzymywać. Znajdź kogoś kto będzie chciał 'więcej'. - wzruszam ramionami. Mój głos wyciszył się na tyle, że może brzmieć on obojętnie. 
- Ale... z tobą? 
- Nie. - ucinam zanim zdąży dopowiedzieć coś jeszcze. 
Niemal wypycham ją z mieszkania i zamykam drzwi z długim wypuszczeniem oddechu. Co jej do cholery strzeliło? Jeśli już miałbym z kimś rozmawiać, chodzi mi, tak na poważnie... na pewno nie byłaby tym kimś Rebecca. Kuźwa, jest cholernie seksowna i gorąca, kiedy robi te rzeczy, ale... nie, nic poza tym. 
Mijam mojego tatę w progu i kiedy zatrzymuje mnie mając zmarszczone brwi wiem, że podsłuchiwał. Cholera, oczywiście, że tak. 
- Harry. 
- Co?
- Chciałbym z tobą porozmawiać. 
- Przecież rozmawiamy? - drapię się po karku. 
- Na poważnie. 
Mruczę coś niezrozumiałego, ale idę za nim do kuchni. 
- Nie chciałbyś się ustatkować? - pyta. Mam ochotę mu powiedzieć, żeby zajął się sobą, ale powstrzymuję się, kiedy zaczyna mówić. - Wiesz, co sądzę na temat twojego związku z Rebeccą. Nawet nie jestem pewien, czy powinienem nazywać to związkiem. 
Czy do ucha mojego ojca doczepiony jest jakiś nadajnik, gdzie cholerna Nastka przekazuje mu swoje myśli? Czy każdy właśnie teraz postanowił sobie drwić z mojego niby-związku? Fakt, nie jest on oparty na miłości, ale pozwólcie, że to ja będę decydować co jest dla mnie najlepsze. Właśnie to postanawiam powiedzieć:
- Nie wiem czy wiesz, że jestem już pełnoletni i to właśnie ja będę podejmować za siebie decyzje. 
- Wiem, synu wiem. A ty wiesz, że nie przepadam za Rebeccą. I myślę, że w końcu powinieneś pomyśleć nad czymś poważnym... 
- Mam dwadzieścia dwa lata i - nie, nie chcę wiązać się z jakąś dziewczyną i mówić jej, że ją kocham, skoro tak nie będzie, do cholery. 
- Nie tym tonem. - ucisza mnie. - Pokochasz kogoś, a wtedy to nie będzie oszczerstwem, tylko prawdą. Zastanów się nad tym, Harry. 
Kurwa. Ma szczęście, że w tej chwili wychodzi z kuchni, bo właśnie byłem w trakcie wymyślania chamskiej odzywki. Kochać kogoś? Co to w ogóle znaczy? 
Fakt, ciągłe pieprzenie Rebecci oraz raz na jakiś czas innej laski zaczyna robić się tandetą i czasami przyłapuję się na myśleniu, aby z tym skończyć. Czy byłem rozproszony przez połowę seksu jak to powiedziała Rebecca? Pofrunąłem myślami tylko do Anastasii.
Tylko. 
To tylko Anastasia. 
Moja siostra. Nie wiadomo jak pojebanie i głupio to brzmi - tak, to jest moja cholerna rodzina. Czasem czuję, że moglibyśmy normalnie rozmawiać, ale kiedy przypomnę sobie jej usta na moich wiem, że staje się to bardziej odległe. Wywierca we mnie to dziurę i czuję, że nie mógłbym siedzieć koło niej i nie pamiętać tego jak niemal wskoczyła na moje kolana i pchnęła mnie na łóżko, a wtedy...
Cholera.
Dobrze jest jak jest i nie chcę niczego zmieniać. 
Tak sobie wmawiam. 
  
Anastasia's POV  

Nie wiem co mnie niesie w stronę Harry'ego, ale czuję, że muszę z nim porozmawiać. Nie wiem na jaki temat, ale czuję, że tego potrzebuję.
- Anastasia? - słyszę pisk, który wtacza się pomiędzy moje bębenki słuchowe i sprawia, że moja głowa ma ochotę wybuchnąć. Ciężkie buty Rebecci stukają o podłoże, kiedy szybkim krokiem podchodzi w moją stronę. - Dziewczyno, wyglądasz jakoś promienniej, czy coś. - śmieje się.
Ściągam na nią brwi, po czym otwieram usta, ale przerywa mi gestem ręki.
- Znów idziesz całować zajętego chłopaka? - rechocze.
Czuję jak blednę, kiedy mierzy mnie rozbawionym spojrzeniem. Skąd ona o tym wie?
- Och... - wzdycha dramatycznie. - Myślisz, że Harry by mi o tym nie powiedział? Jest ze mną szczery, a ty musisz mieć naprawdę narąbane w głowie, żeby robić takie coś. Co jest z tobą, dziewczyno, nie tak? - dźga mnie paznokciem w klatkę i pod wpływem nacisku odsuwam się od niej. Chyba o to jej chodziło.
- A..ale...
- Zabrakło ci słów? Mnie też, kiedy Harry mi o tym opowiadał. Nie przestawaliśmy się śmiać. Bo to w sumie zabawne, nie uważasz? - kpi ze mnie. Ona tak po prostu sobie ze mnie kpi. Patrzę na nią i w duchu modlę się, aby moje spojrzenie parzyło. Nie potrafię dobrać słów. Myślałam - cóż, miałam nadzieję, że zostanie to pomiędzy mną a Harry'm, ale jak mogłam tak myśleć? Oczywiście, że stałam się obiektem ich wzajemnego śmiania. Mogłam po prostu to zbagatelizować, nie przepraszać go tysiąc razy i pozwolić, by o tym zapomniał. Nie minął tydzień, ale łatwo jest mu zapomnieć, kiedy mój pocałunek został przyćmiony rzeczami, które wyprawia z Rebeccą, prawda?
- Idziesz do niego? - warczy i ciągnie mnie za ramię, kiedy próbuję się od niej odsunąć i iść właśnie do niego.
- To chyba nie twoja sprawa, nie sądzisz? - odpyskowuję, nie wiedząc, co innego mogłabym wymyślić.
- Zbliż się do niego ponownie, a naprawdę tego pożałujesz. Nie żartuję dziewczyno. - grozi mi, przysuwając palec do mojej twarzy. Jedyne, co mam ochotę zrobić to napluć jej w twarz, ale odchodzi, zanim zdążam wyprodukować ślinę.
Nic nie poradzę na to, że jestem wkurzona. Na wszystko. Nie chcę wyróżniać ani Harry'ego, ani Rebecci, ani mojego cholernego braku powstrzymania, ale łączę to w jedną spójność, która sprawia, że nie myślę racjonalnie.
Droga do domu Harry'ego wydawała się zbyt krótka, aby wszystko sobie uporządkować. Przemierzam krótką ścieżkę prowadzącą do drzwi wejściowych i nie zdążam wejść po schodach, kiedy drzwi uchylają się i wyłania się z nich Harry we własnej osobie. Jest zdezorientowany; widzę to w jego niepewnych oczach i lekko rozchylonych ustach, które odciągają mnie od rzeczywistości, ale szybko się powstrzymuję.
- Mieliśmy o tym zapomnieć, do cholery! - zaczynam. Daję mu zejść po schodach, a kiedy staje przede mną, odważnie się prostuję i jestem tylko trochę od niego niższa.
- To ty jeszcze dziś rano wysłałaś do mnie SMS-a z kolejnymi przeprosinami, nie pamiętasz?
Żadne słowo typu pocałunek nie zostało wypowiedziane, a jednak wiemy o czym mówimy. Czy ta sytuacja tak długo krąży wokół nas, że tylko to jest namacalne?
- Tak, napisałam. Byłam bardzo zdesperowana i...
- Zdesperowana na co?
Właśnie, na co?
- Czemu jej powiedziałeś?
Marszczy brwi. Fakt, zmieniłam diametralnie temat, ale niech nie udaje, że nie wie o co chodzi.
- Harry, nie udawaj. Po prostu się przyznaj.
- Do czego?
- Rebecca wie o naszym pocałunku. Nabijałeś się ze mnie wraz z nią. To nie jest sprawiedliwe, Harry. - wzdycham i czuję się jak idiotka, kiedy na jego oczach padam. Nie krzyczę już na niego, totalnie wymiękłam.
- Co? Cholera, czemu miałbym jej powiedzieć? - szarpie się za włosy.
- Nie wiem? Spędzacie ze sobą tylko czasu i...
- Ona jest suką. - prycha. Próbuję wyłapać jego wyraz twarzy i czekam, aż cofnie swoje słowa, ale tego nie robi.
- Co?
- Tak. Wtrąca się we wszystko. Chce mieć mnie pod kontrolą, a ja... kurwa, nie chcę być od kogoś zależny. Dlatego nikogo nie kocham. - wzrusza ramionami. Nie znam powodu, dla którego moja klatka piersiowa się zapada, ale robi to wraz z jego słowami.
Oh.
- I dla jasności. Nic jej nie mówiłem.




*Jeśli przeczytałaś zostaw po sobie komentarz*