poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 25.

Przeszywający wzrok mężczyzny skupia się w pełni na mnie, co bardziej utwierdza mnie do podłoża. Przez chwilę rozważam ucieczkę, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Nie teraz - nie kiedy on swoim górującym wzrostem i pewną siebie postawą przytwierdza ją do ściany i wyżywa się w najbardziej niedopuszczalny sposób. 
- Kto to jest? - syczy w stronę dziewczyny. Z moich ust wydobywa się zduszony pisk; pięści rozwścieczonego chłopaka zaciskają się na blond włosach Astry ciągnąc z całych sił w stronę podłogi. Przeraźliwy skowyt sprawia, że kroczę ku niemu. 
- To jest nieważne. - mówię odważnie. - Odsuń się od niej. 
Zachowuję bezpieczną odległość. Panika, ale także chęć obrony tej biednej, nowo poznanej dziewczyny pchają mnie ku niemu aby co najmniej go odepchnąć, ale powstrzymuję się, gdy odsuwa się i ciska dziewczyną w moją stronę. 
- Sprowadzasz osoby trzecie? Dobrze. - mówi z kpiną i spluwa obok mnie. 
- Arthur, proszę. Zostaw ją. Nie mieszaj jej w to. - błaga. Jej głos jest wykończony. Otulam ją swoimi ramionami i chowam tak, aby stała do niego tyłem.  
- Ja mam jej w to nie mieszać? To ona właśnie tu stoi i jest twoją pierdoloną obroną. Nie przede mną, kochanie. - grozi jej. Ton jego głosu jest szydzący. Nie potrafię pojąć tego, że Astra wielokrotnie do niego powraca, po tylu okropieństwach jakie jej wyrządził. 
- Anastasia, powinnaś iść. - odpycha mnie.
- Nie ma mowy. Nie zostawię cię tutaj. - odpowiadam szeptem. 
Astra zostaje ode mnie odciągnięta, a Arthur przyciska ją do swojej klatki w natarczywym uścisku. Dziewczyna szlocha, ale nie płacze i tym mnie zadziwia. 
- Możesz wyjść. Astra jest bezpieczna. Prawda, skarbie? - dwoma palcami podnosi jej podbródek w górę, a ona drżącymi powiekami patrzy mu w wypełnione złością oczy. Niepewnie kiwa głową. Chcę ponownie mu ją wyrwać, ale nie chcę by poczuła się jak przedmiot przerzucany z bezpiecznego położenia na niebezpieczny.
- Widzisz? - uśmiecha się z kpiną. - Astra mówi papa. - całuje jej czubek głowy. Ten gest byłby uroczy, gdyby nie takie okoliczności; gdyby nie to, że swoim zachowaniem poniża bardziej Astrę niż siebie samego. Ciemne, wręcz czarne oczy wiercą we mnie dziurę i mogę zauważyć, jak wyprasza mnie swoim zimnym wzrokiem.
- Wszystko w porządku. Idź. - mówi zachęcająco Astra. Wiem, że tego chce. Wiem, że mogłaby sobie poradzić, ponieważ nie po raz pierwszy jest w takiej sytuacji, ale nie mogę pozwolić na to by był bezkarny.
- Możesz iść, naprawdę. - wzdycha Arthur i przyciąga bliżej Astrę. Patrzę na jego obrzydliwe czyny i to, kiedy Astra niechętnie, z poczuciem przegranej daje się otulić fałszywym ramieniem.
- Nie, cholera nie! Nie pozwolę  na to.
Ponownie znajduję się obok niego i wyrywam Astrę. Mierzy mnie wściekłym wzrokiem, planuję wyjść, kiedy trzech mężczyzn wychodzi zza rogu.
- Nastka, co się tu dzieje? - Jogimi w ułamku sekundy znajduje się obok mnie i kładzie dłoń na moich plecach, miarowo je gładząc. Zauważam, jakim niepewnym wzrokiem skanuje sylwetkę Astry, której wygląd nie mógł być w gorszym stanie. Jej blond włosy, jeszcze kilka godzin temu uczesane, prostym stylem opadające na plecy, teraz były poplątane i skołtunione. Oczy ma podkrążone z wyczerpania, które maluje się także na całej jej twarzy.
- Jest okej. Naprawdę jest dobrze. - zapewniam go.
- Astra, ja cię kocham! - krzyczy. Ochrona bierze go pod ramiona i usiłuje wyprowadzić, kiedy dziewczyna podrywa się gotowa by za nim pobiec i po raz kolejny wybaczyć, przyznać sobie, że to jeszcze nie teraz, że jeszcze może o nich powalczyć.
- Nie możesz, Astra. - zatrzymuję ją. - Daj sobie i jemu czas.
Zraniona, nie próbuje utrzymać płaczu, gdy przyciąga mnie do siebie i płacze w ramię. Jogimi utrzymuje na mnie wzrok, niemo pytając o zbieg sytuacji, ale tylko mocno mrugam mówiąc mu, że na pewno wytłumaczę.

***

Po tym, gdy zaprowadziłam Astrę do jej pokoju upewniłam się, czy na pewno chce zostać sama. Wydaje się nieprzejęta, tak przyzwyczajona do tej sprawy, że zaczynam poważnie się obawiać. 
- Cholera, czy ty wiesz w co się pakujesz? - Jogimi stuka się w czoło, uświadamiając mnie, że wtrąciłam się w cudzą, niezbyt bezpieczną sprawę.
- Nie mogłam tego tak pozostawić. Jesteś jak zawsze nieuczuciowy co do innych! - wytykam mu. 
- Nieuczuciowy? - powtarza. - Po prostu nie chcę, żebyś wracała z Fashion Week'u z siniakami. Co gorsza, szła po wybiegu z podbitym okiem! 
- Potrafię o siebie zadbać. 
- Mogłabyś trochę inaczej? Bardziej w bezpieczny sposób? Bo na razie nie idzie to w dobrym kierunku. - syczy i przeczesuje swoje już i tak za bardzo zmierzwione włosy. 
- Nie mam zamiaru patrzeć na to z góry. Ta dziewczyna cierpi. 
- Kto karze jej wracać z powrotem do faceta, który ją, do kurwy, bez przerwy bije? - wrzeszczy. 
- Wiesz co? Zwracasz uwagę tylko na siebie i na nikogo więcej. 
- Zwracam uwagę na ciebie. 
- I tylko to. - przypominam mu. 
- Okej. - wzdycha i patrzy w podłogę. - Przestańmy, dobra? 
- Sam zacząłeś. - nie powstrzymuję się przed docinaniem mu. 
- Ana. 
- Dobra przestań. Tylko przestań. - nakazuję i opadam na łóżko. Jestem zdezorientowana, nie mam pojęcia co właśnie się dzieje. Jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić na raz, a wszystko to sprawia, że nie podejmuję się niczego. 

***

Promienie słoneczne przedzierają się przez zasłonę i wypychają mnie z łóżka. Decyduję się na zwleczenie, nim zaglądam do telefonu odczytując wiadomość od Cassie, że trzyma kciuki. Mam nadzieję, że całe to nasze nieporozumienie wkracza na lepszy poziom - poziom, w którym rozwiążemy problemy utrudniające nam pójście dalej. 
Piętnaście minut później Jogimi pojawia się w hotelowym pokoju i informuje o spotkaniu z menadżerami i stylistami, z którymi będę dziś pracować. 
Pracować. 
Pozować. 
Dziś jest dzień, kiedy mały, prowizoryczny wybieg w budynku BigBrity zamienia się w ogromny, profesjonalny, mój wybieg. Wszystko pójdzie dobrze. Wierzę w to.

 Harry's POV 

Przeklinam pod nosem, kiedy potykam się o jakiś gówniany tiul, który wala się po ziemi, a jego właścicielka jest na końcu sali. Przeszukuję pomieszczenie wzrokiem i zawieszam go na wysokich, przesadnie chudych brunetkach z włosami do ramion. Kiedy przekonuję się, że to nie ona, odwracam wzrok i patrzę dalej.
Bez przerwy jej włosy zmieniają długość. W jakiś sposób lubię to, kiedy sięgają jej ramion, ale... Cholera, lubię? 
- Szukasz czegoś? - niski mężczyzna zadziera głowę do góry, aby na mnie spojrzeć.
- Nie. - rzucam pospiesznie i odchodzę od niego, by nie wybuchnąć przed nim śmiechem. 
Po co tu przyszedłem? Nie wiem co mnie cholera tu przywiodło i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie powinno mnie tu być. Powinienem siedzieć w domu i przepierzyć Rebeccę do tego stopnia, aż zapomniałbym o tym, kto tak naprawdę rozbudził we mnie to coś podczas całowania. Jestem tak cholernie pojebany, że przyznaję to nawet samemu sobie. Kurwa, głupi. 
Powinienem był wiedzieć, że nie będzie jej tutaj przez cały dzień. Może pojawi się na koniec dnia? Kilka minut przed rozpoczęciem? 
Zamierzam usiąść i bez przeszkadzania nikomu, czepiania się kogokolwiek poczekać, ale zastygam, kiedy słyszę ten śmiech. Idzie z tym pieprzniętym przyjacielem, który zapewne już wielokrotnie czegoś próbował. 
Uświadamiam sobie, że się gapię dopiero wtedy, kiedy wzrok Anastasii spotyka się z moim, a jej oniemiały wyraz twarzy skrywa nutkę radości, której nawet nie stara się powstrzymać. 
 
 


*Jeśli przeczytałaś zostaw po sobie komentarz*

8 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaa!
    Uwielbiam!!!

    Patiii ❤

    www.always-one-direction.blogspot.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale :* następny jutro?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  4. ZMIANA PLANÓW!


    ROZDZIAŁY W WIELKIE DNI NIE POJAWIĄ SIĘ. JUTRO TAKŻE NIE BEDZIE ROZDZIAŁU. NA PEWNO NADROBIĘ.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym zyczyc wszystkim miłych, ciepłych wesolych Świat, smacznego jajka i oczywiscie mokrego dyngusa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D

      P.S. Życzonka przed chwilą dodane! <3

      Usuń